sobota, 19 października 2019

„Nigdy więcej”. Książka, która mną wstrząsnęła. Mała, niepozorna, ale z tak uderzającą tematyką, że ciężko przejść koło niej obojętnie. „Nigdy więcej” to historia Anny Zamojskiej, która jako czternastolatka była molestowana przez osobę, której ufała, przez osobę bliską rodzinie, przez osobę duchowną. 
Książka przesycona jest religijnością i wiarą, bardzo zachwianą przez to co przydarzyło się Annie. Choć Bóg towarzyszył jej każdego dnia, nie obeszło się bez zwątpienia, bez pytań „dlaczego ja?”, bez myśli o tym, że życie nie ma sensu. 


Krótkie, dosadne zdania. Przeplatanie historii przemyśleniami głównej bohaterki. Historia, która nie powinna mieć miejsca i która po dziś dzień wydaje się niektórym nierealna. No bo jak to? Ksiądz? Ten, który co niedzielę głosi piękne kazania o miłości do Boga i bliźniego? 

Podczas czytania czułam złość. Złość na system, na nietykalność duchownych, na ludzką głupotę i przeświadczenie, że ksiądz to ktoś święty. Ktoś, kto nie jest w stanie zrobić drugiemu krzywdy, bo wiara, nadzieja, miłość, bo celibat. Zła na niewystarczające ze strony dorosłych zainteresowanie zmieniającym się zachowaniem nastolatki. Tym, że wiele przypisuje się w dzisiejszych czasach buntowi, dorastaniu, a w zachowaniach destruktywnych, autoagresji czy agresji wobec otoczenia doszukuje się raczej negatywnego wpływu otoczenia, niż krzywdy jaka może się dziać dziecku. 

Książka "Nigdy więcej" wywołała u mnie wiele refleksji. Nie tylko nad poruszanym tematem, ale także nad obrazem nastolatków w dzisiejszym świecie. Nad tym, że szybciej my, dorośli, zapytamy "co złego zrobiłeś?" niż "czy nie dzieje ci się krzywda?". Nad tym, że "wina zawsze leży po obu stronach". Nad tym, że społeczeństwo doszukuje się winy w ofierze, zamiast doprowadzać do wyciągnięcia konsekwencji wobec sprawcy.  Dobrze, że historia Anny ujrzała światło dzienne. Moim zdaniem, czas najwyższy aby przerywać tabu jakim jest molestowanie seksualne, wskazywać miejsca, gdzie takie osoby mogą znaleźć wsparcie. „Nigdy więcej” – to książka bardzo ważna. Ciężko ją polecać, ale jest to opowieść, na którą powinno się zwrócić uwagę.

Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu Insignis. 

czwartek, 11 lipca 2019

"Historia wilków" - Emily Fridlund

"Historia wilków", to powieść, która znalazła się w finałowej szóstce Nagrody Bookera 2017. Jest to najbardziej prestiżowa nagroda literacka w Wielkiej Brytanii. Nie śledzę przyznawanych na świecie nagród literackich, nie znam nominacji. Od niedawna sięgam po książki, które otrzymały literackiego Nobla, Nike czy Paszport Polityki. Od nagrodzonych książek oczekuję jednak, że nie będą lekturami łatwymi, że będą wymagające, pozostające w głowie po przeczytaniu ostatniej strony. 

"Historia wilków" to z pozoru nieskomplikowana opowieść o dorastaniu. Dorastaniu w świecie, w którym młodego człowieka nie traktuje się poważnie, odrzuca, nie dostrzega. Poznajemy czternastoletnią Madeline, zwaną Lindą, która zamiast wychowania w normalnej rodzinie, ciepłym domu - dorasta w komunie. Jej ojciec łowi ryby, matka całymi dniami szyje. Nie poświęcają córce uwagi, skupiając się bardziej na buncie wobec systemu, niż na tym żeby przekazać córce jakiekolwiek wartości. Zamiast wiedzy, wpajają dziewczynie prace wokół domu, oprawianie ryb, opieka nad zwierzętami. Rówieśnicy w szkole odrzucają Lindę. Wygląda inaczej, żyje w innych warunkach, nie jest więc mile widziana wśród swoich kolegów z klasy. Pewnego dnia na drugą stronę jeziora wprowadza się kobieta z dzieckiem. Patra i Paul. Linda początkowo odnosi się do nich ostrożnie, jest niepewna, podejrzliwa. Po czasie zgadza się na to, żeby zostać u nich na kolację, zdziwiona żywym zainteresowaniem jakie okazali jej Patra i Paul, wycofuje się. Kobieta jednak zaczepia ją na drodze, spędzają razem coraz więcej czasu, a Linda zaprzyjaźnia się z rodziną. Wkrótce, szczęśliwa że znalazła bratnie dusze, zaczyna się też opiekować czteroletnim Paulem. Bajka jednak nie może trwać wiecznie. 

Czytając książkę, czekałam niecierpliwie na moment, w którym bohaterka ewoluuje. Na moment, kiedy odpowiednie trybiki wskoczą na miejsce, a Linda weźmie głęboki oddech i zacznie żyć. Niestety, nie doczekałam się. Mam wrażenie, że mimo ogólnie dobrej kreacji bohaterów, Linda ciągle stoi w miejscu. Rozpamiętuje, jest samotna i wrośnięta w realia Loose River, z których nie potrafi się wyrwać.

Proza Emily Fridlund nie jest łatwa w odbiorze. Mimo narracji pierwszoosobowej, liczne przeskoki w czasie utrudniają wciągnięcie się w fabułę i zrozumienie o czym tak na prawdę jest "Historia wilków". Dodatkowo język powieści jest oszczędny, precyzyjny, momentami wręcz pozbawiony uczuć. Akcja powieści nie ma w sobie nic z dynamizmu. To niespieszna opowieść, która rozwija się jednocześnie w wielu kierunkach powodując początkowo chaos, a następnie zdziwienie czytelnika tym, jak z pozoru nic nie znaczące momenty z dzieciństwa i nie do końca świadome wybory wpływają na późniejsze życie Lindy. 

"Historia wilków", to książka, która dźwięczy w głowie podczas czytania. Książka, która nie daje nam na tacy losów bohaterów. Opowieść, która wymaga, żeby czytelnik dał coś od siebie, swoje emocje, domysły, wnikliwość. Nie jest to książka czytana dla relaksu, raczej taka, nad którą trzeba się pochylić na dłużej. Moim zdaniem warto jej dać szansę, mimo, że początek może powodować dezorientację i niechęć do czytania. 



piątek, 26 kwietnia 2019

"Niebezpieczna gra" - Emilia Wituszyńska [PREMIERA 15.05.2019]

Kryminały i thrillery, to książki po które sięgałam najczęściej. Od początku roku na salony wróciły jednak obyczajówki, literatura faktu i młodzieżówki. Nie mogłam się wciągnąć w żadną historię z dreszczykiem. Kiedy jednak Wydawnictwo Kobiece zaproponowało mi przeczytanie przedpremierowo książki Emilii Wituszyńskiej, przyklasnęłam temu pomysłowi. Napis na okładce mówi, że jest to połączenie ostrego "Pitbulla" i seksownych kryminałów Pauliny Świst. Ciekawa byłam, jak tą mieszankę połączono w jednej książce. 

Weronika Kardasz - jedna z najlepszych warszawskich policjantek. Zadziorna, sprytna, mądra, silna i piękna. Po tragedii, która ją dotknęła bierze urlop od "ciężkich" spraw i z dnia na dzień coraz bardziej się stacza. Do pionu stawia ją jednak Rysiek, przyjaciel i szef. Przydziela jej zadanie, którego Kardasz nie chce się podjąć, nie ma jednak innego wyjścia. To polecenie służbowe. 

W Wilanowie odnalezione zostają zwłoki kandydata na urząd premiera, a przystojny i wszystkim znany Przemysław Rej jest jedynym "świadkiem" zdarzenia. Kardasz dostaje za zadanie ochraniać go i pod żadnym pozorem nie odstępować na krok. Musi więc grać dziewczynę aktora. Jej nienajlepsza kondycja fizyczna doprowadza do wielu zgrzytów, jednak decyzja została już podjęta. Wcielają się więc w rolę kochającej pary i jak się okazuje - oboje są bardzo dobrymi aktorami.

"Niebezpieczna gra" została porównana do książek Pauliny Świst. Zdecydowanie bardziej podoba mi się akcja i kreacja bohaterów w książce Emilii Wituszyńskiej. Książka niejednokrotnie doprowadziła mnie do śmiechu, a sytuacje intymne między jej bohaterami nie powodowały zażenowania. W "Niebezpiecznej grze" nie ma też takiego nagromadzenia wulgaryzmów, co moim zdaniem jest ogromnym plusem całej książki. Weronika i Przemek, to barwne postaci, z przeszłością i z tajemnicami. Oboje mają zadziorne charaktery i jedno nie pozostaje drugiemu dłużne w rozmowie. Cała akcja osadzona jest w Warszawie i pewnym uroczym "końcu świata", a wraz ze zmianą otoczenia w bohaterach też zachodzi przemiana. Weronika, którą poznajemy jako najlepszą policjantkę, która stoczyła się na dno po traumie, ma też drugie oblicze. Poza pełnym profesjonalizmem, błyskawicznym działaniem w sytuacji zagrożenia i ogromnym zaangażowaniem w pracę, potrafi być po prostu ludzka, sentymentalna, kobieca. Przemek, który w mediach przedstawiany jest jako przystojny imprezowicz i łamacz kobiecych serc, w innym otoczeniu pokazuje drugą twarz - niezbyt szczęśliwego, mającego swoje za uszami, ale też swoje problemy, przytłoczonego życiem mężczyzny. Razem tworzą mieszankę wybuchową. 

Niebezpieczna gra - to nie tylko tytuł książki. Mam wrażenie, że to metafora całej akcji. Ochrona Przemysława, to dla Weroniki nie tylko walka z przestępcami, ale też ze sobą samą i z Przemkiem. Zadanie, którego się podjęła nie należy do łatwych, szczególnie dlatego, że ma "drugie dno". "Niebezpieczna gra", to moim zdaniem bardzo udany debiut. Nie jest to historia zaskakująca, bardzo oryginalna, jednak autorka konstruuje akcję w taki sposób, że potrafi zaskoczyć czytelnika. 

Jeśli takim debiutem Emilia Wituszyńska wchodzi na polski rynek wydawniczy, to ja ustawiam się w kolejce po jej następne książki. Po cichu liczę też na kontynuację losów bohaterów, bo szczerze mówiąc - bardzo ich polubiłam! 

Emilii Wituszyńskiej - gratuluję wydania książki drukiem i kibicuję w dalszym pisaniu!
Wydawnictwu Kobiecemu - dziękuję za przedpremierowy egzemplarz i możliwość poznania tej historii! 

piątek, 8 lutego 2019

"Jednostka" - Ninni Holmqvist [PREMIERA 12.02.2019]

"Jednostka", to książka kontrowersyjna. Autorka prezentuje wizję przyszłości, która momentami przeraża, wprawia w osłupienie i daje do myślenia. 

Dorrit trafia do "Jednostki", ośrodka w którym mieszkają zbędni. Każdy, kto osiąga wiek emerytalny i nie ma dzieci bądź ważnego stanowiska w państwie, przestaje być potrzebny, generuje jedynie straty. Zbędni dostali możliwość przeniesienia się do Jednostek, w których żyją w luksusie, spełniane są ich zachcianki, a jedyne obowiązki jakie mają to branie udziału w testach na ludziach i bycie dawcami organów. Zbędni korzystają z dobrodziejstw ośrodka, nie mając kontaktu ze światem zewnętrznym, aż do dnia ostatecznej donacji, czyli do śmierci. 

Na co dzień życie w jednostce banku rezerw krążyło głównie wokół naukowych eksperymentów na ludziach. W rzeczywistości do tego byliśmy przede wszystkim potrzebni. Czyli w rzeczywistości dokładano starań, żeby jak najdłużej utrzymać nas przy życiu, zdarzało się nawet, że osoby o wyjątkowo dobrej kondycji żyły w jednostce przez sześć lub siedem lat, zanim w końcu przeznaczono je do donacji końcowej.  

Jednostka, to ośrodek najwyższej klasy. Nigdy nie ma tutaj zimy, wciąż kwitną kwiaty. Mimo podziału na sklepy, nie potrzebne są pieniądze. Mieszkańcy ośrodka wchodzą do sklepów, biorą to czego potrzebują i wychodzą. Mogą nawet poprosić o sprowadzenie dla nich ekskluzywnej marki czy konkretnej części garderoby/wyposażenia. Zbędni mogą korzystać z siłowni, basenu, chodzić na kolacje, do kina czy teatru. Sielanka. 

Wraz z Dorrit i jej przybyciem do ośrodka poznajemy wszystkie udogodnienia, jakie są oferowane przed Jednostkę. Kobieta wprowadza się do własnego mini-mieszkania, poznaje innych mieszkańców, cieszy się życiem i bierze udział w testach do jakich została wytypowana. Nie wszystko jednak idzie po jej myśli, bo jak przeżyć ostateczną donację kogoś, do kogo się przywiązało? 

Z jednej strony, ciężko zrozumieć jak społeczeństwo może pogodzić się z tym, że ich  siostra czy brat trafiają do ośrodka donacyjnego, tylko dlatego, że nie mają dzieci. Patrząc na życie Dorrit wnioskować można, że między członkami rodzin doszło do rozluźnienia relacji, gdyż każdy skupia się na sobie, na założeniu dużej rodziny, albo pełnieniu ważnych funkcji. Z jednej strony społeczeństwo jest najważniejsze, z drugiej każdy jego członek myśli tylko o sobie. 

"Jednostka", to krótka, poruszająca historia. Początkowa akcja książki nie jest dynamiczna, jednak im dalej, tym więcej się dzieje i wyjaśnia. Historia Jednostki intryguje, budzi masę emocji i pozostawia z pytaniami, na które ciężko znaleźć poprawną odpowiedź. Książka ukazuje kontrowersyjną wizję przyszłości, która wbrew pozorom nie jest tak nieprawdopodobna. 

Sięgając po tą książkę spodziewałam się większej ilości faktów medycznych. To jednak, co wybija się na pierwszy plan, to emocje i wątpliwości, które potęgują kolejne przeczytane strony. Jest to książka o tym, czym skutkuje przedłożenie państwa, społeczeństwa, dobra ogółu ponad jednostkę. Określiłabym ją jako dramat z elementami fantastyki, choć nie jestem pewna, czy istnienie takich ośrodków nie jest coraz bardziej realne w obliczu szybko rozwijającego się świata, medycyny, nowinek technicznych i mniejszego poszanowania dla jednostki. 

poniedziałek, 28 stycznia 2019

"Miateczko Worthy" - Marybeth Mayhew Whalen

Worthy, małe miasteczko w stanie Georgia liczące zaledwie 4162 mieszkańców. Typowa amerykańska miejscowość, w której sezon futbolowy to świętość, a całe rodziny w dniu meczu zasiadają na trybunach by kibicować Worthy Wildcats. Chłopcy z drużyny to miejscowe pupilki, uważane przez młodzież za bożyszcza, a przez dorosłych jako mądrych, zdolnych młodzieńców. 

W ostatnim meczu Worthy Wildcats wygrali z Central Chargers 28 do 7! A wszystko dzięki oddanej grze Webba Harta, Iana Stone'a i Setha Bishopa. 

Huczne świętowanie zwycięstwa przerywa informacja o wypadku, w którym uczestniczył jeden z nastolatków z miejscowej szkoły i trzy cheerleaderki wracające z meczu. Leah, czwarta z cheerleaderek, która powinna być w aucie w momencie wypadku, dowiaduje się o nim kiedy wraca na boisko. Gdzie była? Dlaczego nie pojechała z koleżankami, tak jak zawsze? 

"Miasteczko Worthy" opowiada losy czterech kobiet. Marglyn - mamy jednej z dziewczynek, które brały udział w wypadku, Darcy - mamy ucznia, którego oskarża się o spowodowanie kolizji, Avy - nauczycielki na zastępstwie, która zbliżając się za bardzo do uczniów zniszczyła sobie życie i Leah - czwartej cheerleaderki. Z pozoru bardzo różne i kompletnie ze sobą nie związane, jest jednak coś co je łączy. Bohaterkami targają emocje, każda z nich musi sobie radzić z dużym bagażem doświadczeń, jaki spadł na nie po wypadku. 

"Miasteczko Worthy" składnia do refleksji nad tym, jak obecnie wygląda szkoła i jak okrutna potrafi być młodzież. Młodzi sportowcy i cheerleaderki wykorzystują swoją popularność stawiając się wyżej w szkolnej hierarchii. Mają wszystko, czego chcą, a reszta uczniów chce się im przypodobać i należeć do ich "paczki". Gnębienie, wymuszenia i poniżanie to chleb powszedni miejscowej szkoły, nic jednak nie wychodzi na jaw aż do momentu tragedii. 

Autorka wciąga nas w świat, którym rządzi popularność i uwielbienie dla miejscowych gwiazd. Miasteczkiem wstrząsa więc wiadomość, że "gwiazdy" nie są tak nieskazitelne jak się wszystkim wydawało. Intrygi, fałsz, zdrady, sekrety i masa kłamstw sprawiają, że historia wciąga, a czytelnik chce brnąć w nią dalej i rozwiać wątpliwość, które mu towarzyszą od pierwszych stron książki. 

M. M. Whalen buduje akcję, coraz bardziej zagłębiając się w życia bohaterów. Z każdą stroną poznajemy lepiej ich osobowość, przeszłość, rodzinę, sekrety. Buduje napięcie, dokładając do historii kolejne wątki, które w końcowych rozdziałach łączą się, doprowadzając do rozwikłania historii tego pechowego jesiennego dnia. 

Worthy, to miasteczko, w którym każdy każdego kojarzy. Nie stawienie się w kościele w niedzielę jest powodem do plotek. Na mecze chodzą wszyscy, bo tak wypada. Miejscowa drużyna jest adorowana, a cheerleaderki to najpiękniejsze dziewczyny w szkole. Ile jest takich miasteczek, nawet w Polsce? Ilu rodziców nie wierzy, że ich idealne dzieci mogą nie być tak nieskazitelne? "Miasteczko Worthy", to historia, która mogła przytrafić się wszędzie. Warto poznać tę opowieść i odnieść ją do swojej rzeczywistości, bo straconego czasu i wypowiedzianych słów nie można już cofnąć, a czasami na naprawienie relacji może być zwyczajnie zbyt późno.

niedziela, 20 stycznia 2019

Seria "Prokurator" - Paulina Świst

Serię "Prokurator" miałam w planach właściwie od momentu wydania pierwszej części. Spodziewałam się dobrej, polskiej kryminalno-prawniczej książki, dostałam jednak coś zupełnie innego. "Ostry seks. Ostry język. Ostra jazda." - napisy na okładce powinny dać mi do myślenia :D 

"Prokurator", to historia adwokatki Kingi Błońskiej, którą zawirowania życiowe ściągają do Gliwic. Pani adwokat chcąc odreagować wszystko, postanawia zabawić się w jednym z gliwickich klubów z dużą ilością drinków i jednym przystojnym nieznajomym. Uciszając głos rozsądku, ląduje w mieszkaniu Łukasza. Nie spodziewa się jednak, że taki facet może być prokuratorem, z którym będzie musiała stanąć po dwóch stronach sali sądowej. Co gorsze, Zimnicki prowadzi sprawę groźnego bandyty - "Szarego" - prywatnie brata adwokat Błońskiej. 

Spodziewałam się po tej książce ciekawostek ze śledztwa, z sali sądowej. To co dostałam, to opisy uległej Błońskiej, władczego "Zimnego" i trochę zawirowań, które raz ich od siebie odpychają, a raz przyciągają. Nie powiem, żeby książka była zła, bo czyta się ją bardzo lekko i szybko, zdecydowanie jednak nie nazwałabym jej powieścią kryminalną. Jest to raczej romans, obyczajówka z domieszką dobrego humoru. Bohaterowie są na tyle "sympatyczni", że bezwiednie się do nich przywiązałam. Akcja, mimo że wyidealizowana i momentami niczym wyjęta z Jamesa Bonda, jest dynamiczna i interesująca (szczególnie w drugiej części książki). Tym jednak, co mnie zatrzymało przy czytaniu i zachęciło do sięgnięcia po kolejną część, jest zdecydowanie cięty język bohaterów! 

"Komisarz", to część druga i zdecydowanie bardziej kryminalna od "Prokuratora". Radosław Wyrwa, komisarz lokalnej policji a prywatnie przyjaciel prokuratora Łukasza Zimnickiego dostaje kolejne zadanie. Ma pracować pod przykrywką i wkraść się w łaski Zuzanny Kadziewicz. Ojciec dziewczyny, Antonii Kadziewicz jest zamieszany w handel ludźmi. Pod pozorem pracy w modelingu, sprowadza do Polski młode Ukrainki, które zmuszane są do pracy w domach publicznych. Zuzanna pracuje z dziećmi, uwielbia swoją pracę, jest także bardzo ufna. Kiedy więc na jej drodze staje Radosław, wykształcony, kulturalny, elokwentny, gentelman w łóżku - Zuza zakochuje się niemal natychmiast. O "pracy" swojego ojca nie wie nic, kiedy więc orientuje się, że dla Wyrwy jest tylko kolejną figurantką, pokazuje pazurki. Z grzecznej pani logopedy wyłania się pyskata, ruda, atrakcyjna kobieta. 

Plusem tej części jest pojawienie się Kingi Błońskiej i Łukasza Zimnickiego, odegrają oni znaczące role. Widzimy też, jak rozwija się ich związek, nadal sobie docinają, dowcipkują, kłócą się. Zuzanna natomiast nie przypadła mi do gustu, miałka, bez wyrazu, paniusia która miała w życiu wiele. I choć z pozoru miła i przyjazna, momentami mam wrażenie, że traktuje innych z góry. Autorka w tej książce lepiej rozwinęła część kryminalno-sensacyjną, powiązując ją z poprzednim tomem. Zabrakło mi jednak rozwinięcia niktórych wątków, a nagromadzenie postaci sprawiło, że momentami gubiłam się w tym kto, co i dlaczego robi. 

"Podejrzany", to moim zdaniem najlepsza część tej serii. Wyważone elementy kryminału, sensacji, erotyki. 

Daniel Wyrwa - do roku 2014 żołnierz 6 Batalionu Powietrzno-Desantowego w Gliwicach. Aktualnie znane nazwisko ciemnego światka, czysty, próbujący odkopać się z bagna, które sam sobie zafundował.

Maria Zimnicka - aplikantka adwokacka, która musiała zawiesić karierę ze względu na ciąże. Wyszła za mąż, żeby zrobić na złość ukochanemu, nieszczęśliwa. Siostra prokuratora Zimnickiego. 

Książka pełna retrospekcji. Jednocześnie opowiada historię Marysi i Daniela z czasów, kiedy się poznali i aktualnie, kiedy Daniel próbuje zawalczyć o swoje życie. Daniel, którego dotychczas miałam za zwykłego bandziora, okazuje się całkiem mądrym facetem, troskliwym, kochającym. Takim, który dla rodziny zrobi wiele. Ponownie - dużym plusem książki są dialogi bohaterów. Choć początkowo przeszkadzała mi w nich taka męska bezczelność, wraz z rozwojem akcji okazuje się, że panie nie pozostają dłużne Danielowi, Zimnemu czy Radkowi. "Podejrzany", to także fajny obraz męskiej solidarności. Prokurator, komisarz i żołnierz mogą na siebie liczyć, mimo iż nie raz weszli sobie w drogę i każdy każdemu "podpadł". 

Książki Pauliny Świst to nie jest ambitna literatura. Nie spodziewajcie się kryminalnych zagadek, niesamowitych zwrotów akcji czy pięknych miłosnych historii. Jeśli jednak lubicie usiąść z książką i przeczytać ja w jeden wieczór, a przy tym nieźle się uśmiać - seria "Prokurator" jest dla was. Początkowo przeszkadzało mi to, jak silnych facetów i uległe kobiety wykreowała Świst. Wszystko zmieniło się w momencie, kiedy Kinga, Zuza i Marysia odważyły się postawić facetom. Dialogi bohaterów, to cięty język, humor i emocje, a cała seria, to przyjemny czasoumilacz. 

środa, 9 stycznia 2019

Nasze małżeństwo - Tayari Jones [PREMIERA 30.01.2019]

Nasze małżeństwo, to książka której opis mnie zaintrygował. Roy Othaniel Hamilton i jego żona Celestial poznali się przypadkiem. Byli jeszcze na studiach, on mając opinię kochasia, ona nocując u przyjaciela. Raczej nie przypadli sobie do gustu. Los jednak chciał, że ich drogi się ponownie przecięły, ten sam los rzucił im pod nogi jedną z najcięższych kłód.

Wiedli raczej spokojne, ułożone życie. Roy miał stabilną pracę, z której był w stanie utrzymać siebie, żonę i dom. Celestial zarabiała na życie realizując swoją największą pasję – szycie lalek. Półtora roku po ślubie Roy stwierdził, że powinien wyjawić jej całą prawdę o sobie. Może gdyby zrobił to wcześniej do niczego by nie doszło? Przeczucia, niepokój wibrujący w powietrzu, strach Celestial. Zignorowali tego dnia wszystkie znaki. Dotarli do podmiejskiego motelu, to był ich największy błąd. Niefortunny zbieg okoliczności, dobre serce Roya. Kłótnia, a później… Rozstanie. Na dwanaście lat. Osiemnaście miesięcy po ślubie. Co tak naprawdę się wydarzyło?

Książka pokazuje, jak trudne może być małżeństwo i jak niewiele zależy od nas. Niefortunne zbiegi okoliczności, chwila nieuwagi, fałszywe oskarżenia i utrata wszystkiego, na co się pracowało, może dopaść każdego. Nie ma wyjątku, czy jest to osoba biedna, bogata, wykształcona czy nie. Tak na prawdę nie wiemy, jaki los jest nam pisany.

Książka wywołała u mnie wiele uczyć, ostatecznie nie wiem, któremu z bohaterów kibicowałam bardziej i ku jakiemu scenariuszowi się skłaniałam. Nie jest to jedynie książka o instytucji małżeństwa. Autorka przeplatając losy Roya, Celestial, ich rodzin i przyjaciela Andre poruszyła ważny problem dyskryminacji rasowej w Stanach Zjednoczonych XX w. Stosunek "białych" do "czarnych" można spotkać na stronach wielu książek czy w kinowych ekranizacjach. Tayari Jones pokazała nam świat z perspektywy Afroamerykanów, osadzanie ich - często niesłusznie - w więzieniach, ale także stosunek "czarnych do czarnych". Książka jest więc nie tylko obyczajowym dramatem, ale też lekturą pouczającą, dającą do myślenia. Wplecione w tekst listy pisane z i do więzienia dodatkowo nadają całej historii autentyczności i są niejednokrotnie mocniejszymi fragmentami całej historii. Akcja książki początkowo wartka, w dalszej części zwalniała, by ponownie, z przytupem zaskoczyć czytelnika. Elementy z życia bohaterów, które stopniowo są przed nami odsłaniane, powodowały, że niejednokrotnie nie wiedziałam, co jest właściwe, po czyjej jestem stronie.

Samo małżeństwo, jest tutaj tylko tłem do najważniejszego – RELACJI. Ciężkie, skomplikowane, choć z pozoru wydawałyby się najprostszym co może być w życiu człowieka. Składane deklaracje, których spełnienie tak naprawdę zależne jest od okoliczności. Książkę polecę każdemu, nie tylko osobom, których małżeństwo dotyczy.

"Nasze małżeństwo", to powieść niewątpliwie piękna. Mam nadzieję, że nikogo z nas nie spotka tak trudna moralnie sytuacja. Na zawsze. Póki śmierć nas nie rozłączy. Czym są te słowa w obliczu dwunastu lat bez ledwie co poślubionego ukochanego? Czy bylibyśmy w stanie tak długo czekać? Czy miłość przetrwałaby próbę czasu? Nie chcę nigdy musieć odpowiadać na te pytania.

Polecam!