autor: Lucy Dillon
data wydania: 2011
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN: 9788376489414
liczba stron: 400
Wyobraź sobie sytuację... Poznajesz mężczyznę swojego życia. Oboje czujecie, że jesteście sobie pisani. Pięknie, prawda? Kupujecie dom, macie wspólnego psa, miliony planów jak odnowić waszą ruderę. Rozmawiacie o nich po nocach, ale ich nie spisujecie, bo przecież macie jeszcze tyyyyyleeee czasu. Aż pewnego dnia puka do Twoich drzwi policja i mówi, że miłość Twojego życia nie żyje. I w dodatku zmarła w takich okolicznościach, jakby to był jakiś cholerny żart, jakiś kabaret, tego tam, na górze.
Juliet, to młoda wdowa, która po śmierci Bena z żywiołowej, pełnej pomysłów i energii kobiety zmieniała się w kosmitę, totalnego odludka, dla którego jedyną rozrywką są programy telewizyjne i odgadywanie na ile zostaną wycenione przedmioty w programach aukcyjnych. Rodzina Juliet nie ustaje w wysiłkach, aby ją zaangażować w prace społeczne, wyciągnąć na spacer, znaleźć jej jakiekolwiek zajęcie. Matka Juliet to przebiegła kobieta, wykorzystując mało wiarygodną wymówkę angażuje córkę w opiekowanie się psem. Dziewczyna zmuszona przez psy zaczyna z nimi wychodzić do parku, a jej początkowa opieka nad dwoma pupilami przeradza się w kalendarz całkowicie zapełniony spacerami ze zwierzakami. W najmniej odpowiednim momencie do domu obok wprowadza się żywiołowa rodzina, puszczająca głośno muzykę i chcąca za wszelką cenę zarazić Juliet euforią. Wraz z rodziną do domu wprowadza się Lorcan, irlandzki budowlaniec, który pomaga Juliet w remoncie, jednocześnie kobieta poznaje Michaela - właściciela spanielki i niezwykle atrakcyjnego mężczyznę. Nie minął jeszcze nawet rok od śmierci Bena i kobieta ma mnóstwo wyrzutów sumienia, nie wie czy to odpowiedni czas na zawieranie nowych znajomości. Jest za to dużo ludzi wokół, którzy wiedzą to "za nią" :) Jak się rozwiną losy Juliet, przeczytacie w książce, którą polecam na zimne zimowo-jesienne wieczory.
Sięgając po książkę Lucy Dillon liczyłam na lekką książkę, zwykłą obyczajówkę, przy której poodpoczywam, oderwę myśli od codzienności. Książka mnie na swój sposób oczarowała - odkładając ją myślałam kiedy znowu będę mogła pochłonąć kilka stron. Emanuje ciepłem, pozytywną energią. Nie koloruje rzeczywistości - widzimy żałobę taką jaka jest naprawdę, troskę i bezsilność bliskich, ich starania o to, żeby dokonała się jakaś, choćby najmniejsza zmiana. Wielkim plusem tej książki są kreacje bohaterów. Mają oni złożone charaktery, diametralnie się od siebie różnią, są jednak na tyle prości, naturalni, że łatwo ich sobie wyobrazić - a ja uwielbiam to w książkach.
"Spacer po szczęście" to pozytywna, niebanalna i zawierająca pełen wachlarz emocji książka. I choć jest to świetne czytadło na popołudnie przy herbacie, to nie jest całkowicie bezrefleksyjne. Wiele dni po przeczytaniu rozmyślałam jeszcze o tym, co w życiu najważniejsze, a co jest tak pięknie ukazane w książce.
Skoro ta historia skłania nawet do chwilowej refleksji, warto zajrzeć do tej książki.
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie. Zapisuję ten tytuł.
OdpowiedzUsuńTakie książki to lubię i na pewno do niej zajrzę. Historia miłosna która daje coś więcej niż sam "typowy" romans,
OdpowiedzUsuńksiążkowyromans.pl
Tego typu książki zawsze kradną moje serce. Tytuł już kiedyś obił mi się o uszy, ale nie było jeszcze nigdy okazji jej przeczytać. Trafia na listę 52 w 2015! :)
OdpowiedzUsuńSkojarzyła mi się pod pewnymi względami z z "P.S. Kocham Cię" Ahern :)
OdpowiedzUsuń"Spacer po szczęście" wydaje mi się wart uwagi - lubię takie powieści obyczajowe, które niosą ze sobą refleksje i poza tym, że dobrze się je czyta, zostawiają też w czytelniku jakiś ślad.