Listy z wyspy zwanej Niebem, to książka, która do mojego domu trafiła
całkiem przypadkowo. Tak, jak David trafił przypadkiem do życia Elspeth. I
przypadkiem przewrócił je do góry nogami.
"Historia miłości, która łączy dwa kontynenty, dwie wojny światowe i dwa pokolenia kobiet, dowodzi mocy słowa pisanego i siły nadziei potężniejszej niż czas i wszelkie przeciwności."
Wyobraź sobie, że mieszkasz na małej wysepce, której nigdy nie opuściłaś.
Jesteś żoną rybaka, jednak strasznie boisz się wody. Czym będziesz się
zajmować? Będziesz uczyć? Czytać? A może pisać, tak jak Elspeth? Co zrobisz
jeśli pewnego dnia do twoich drzwi zapuka listonosz z wiadomością od wielbiciela?
Rzucisz wszystko, pokonasz strach i ruszysz ku przygodzie? Czy może zapomnisz o
całej sprawie i będziesz wieść swoje małomiasteczkowe życie?
Jaki przypadek sprawił, że książka do mnie trafiła? A no taki, że mam w zwyczaju przekartkowanie książki, czy to w księgarni, czy bibliotece. Listy z wyspy zwanej Niebem zaskoczyły mnie tym, że są pisane w formie listów, nie zastanawiając się długo postanowiłam posmakować tej formy tekstu.
Mamy rok 1912. Elpeth Dunn, żona rybaka, poetka, panicznie bojąca się wody otrzymuje od wielbiciela list. Nie spodziewa się, że list ten zmieni jej życie. David, młody student z Ameryki nie spodziewa się, że kiedykolwiek otrzyma odpowiedź. Jakież jest więc ich zdziwienie, gdy z każdym kolejnym listem poznają się coraz lepiej, a z całkowicie obcych ludzi przeobrażają się w najlepszych przyjaciół! Kiedy jednak w Europie wybucha wojna David zgłasza się na front, a Elspeth czeka na list z wyrokiem: przeżył lub zginął.
Mamy rok 1940. Córka Elspeth, Margaret, darzy szczerą miłością pilota RAF-u. Matka ostrzega ją jednak przed wojenną miłością. Kiedy domem kobiet wstrząsają wybuchy bomb, ze skrytki w ścianie wysypują się listy. Margaret chwyta jeden z nich, a jej matka znika w niewyjaśnionych okolicznościach. Dziewczyna ma więc jeden jedyny trop mogący ją doprowadzić do matki - list od Davida, człowieka o którym Elspeth nigdy nie wspominała.
Książka napisana jest w bardzo ciekawej formie, listy dają możliwość wczucia się w bohaterów, zżycia się z nimi, zrozumienia ich. Korespondencja między Elspeth i Davidem daje również możliwość poznania współczesnych realiów, momentami wydawała mi się jednak zbyt patetyczna, wymuszona. Muszę jednak przyznać, że losy bohaterów trzymają czytelnika w napięciu, a książkę czyta się dość szybko. A samo zakończenie? Lepszego wyjaśnienia zagadek nie mogłam sobie wyobrazić.
tytuł: Listy z wyspy zwanej Niebem
autor: Jessica Brockmole
tłumaczenie: Agata Kowalczyk
tytuł oryginału: Letters from Skye
data wydania: 8 października 2013
ISBN: 9788324146239
liczba stron: 336
Piękna okładka, chętnie zajrzę do tej książki :) no i jeszcze zaciekawiłaś mnie tym zakończeniem!
OdpowiedzUsuńNigdy nie lubiłam książek pisanych na modłę "Ciepień młodego...", czyli w formie listów, ogromnie to mnie zawsze irytuje...
OdpowiedzUsuńhttp://leonzabookowiec.blogspot.com/
Czytając "Cierpienia..." cierpiałam bardziej od bohatera :D Czytając "Listy..." było znacznie przyjemniej :)
UsuńW formię listów...to nieco zniechęca, ale spróbuję przeczytać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://czytam-pisze-recenzuje-polecam.blogspot.com/